niedziela, 25 lipca 2010

Always look at the bright side of death.

Tak sobie ostatnio myślałem o pogrzebach i umieraniu, i paru rzeczy nie rozumiem. Ot, choćby otwieranie trumien, bezsens totalny szanujący się katolik powinien wiedzieć, że duszyczka po śmierci idzie do nieba, a szanujący się ateista wie, że po śmierci ciało to gnijący worek kości. Więc pytam ja się, po cholerę na co drugim pogrzebie w tym kraju się trumny otwiera ? Widowisko, stan śmierci i rozkładu to najintymniejszy ze stanów, a tu zero poszanowania łazi towarzystwo i obłapia denata cykając okazyjnie fotkę, no masakra.

Druga sprawa to cały obrządek, na celowniku pogrzeb wiodący w kraju, czyli po katolicku. No i znów paradoks jakiś, podobno lepsze miejsce koło boga, cherubinki, i anioły odgrywające wesołe pieśni na wuwuzelach, a tu taka... stypa. Ja chcę 'always look on the bright side of life' podczas odprowadzania mojej trumny, nie chcę żeby moją śmierć była czyimś jednodniowym końcem świata, wystarczy, że dla mnie nim była. ;p

Trzy, pogrzeby w kościołach z reguły polegają na powiedzeniu 3 zdań o zmarłym, wymienieniu rodziny, i modlitewnym prawie godzinnym szale. Jaki tu sens ? Skoro to impreza dla/o zmarłym to może pozwolić kilku osobom sklecić o nieboszczyku kilka zdań i tym się zajmować, a dopiero w dalszej kolejnośći modłami i czczeniem Jezusa, on ma imprezę co tydzień, zmarły raz do roku.

Ahaaa, no i jeszcze jedno, do każdej trumny powinni montować sznureczek którego pociągnięcie spowoduje uruchomienie alarmu- tak na wypadek pomyłki. ; p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz