Odkopaniu starego dobrego SOAD nie towarzyszył zapach gnijącego trupa. Wręcz przeciwnie, to co trafiało do mnie w gimnazjum i na początku liceum teraz trafia tak samo choć uderza w nieco inne uczucia. Wniosek z tego prosty bardzo. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i odczuwam dumę iż mój punkt siedzenia znajduje się teraz dokładnie tutaj. Mam też nadzieję, że za 12 miesięcy będę równie dumnie spoglądał w stronę tego punktu będąc w innym niezdefiniowanym jeszcze punkcie.
Wracając do tej dumy. Wiele razy słyszałem, że gimnazjum/liceum to najlepszy okres w życiu. Teoria godna Paulo Coelho, brzmi fajnie ale nadaje się najwyżej do uderzania nią w tylko sobie wiadomym celu o przysłowiowy kant dupy. Ja w gim i liceum byłem kłębkiem nerwów. Nie wiedziałem kim jestem, kim chcę być, brakowało mi pewności siebie i byłem bezkręgowy totalnie. Liceum zaczęło mnie kształtować ale tak naprawdę dopiero trzecia klasa coś wniosła. Tak tak, tu pojawiła się Kasia i już nic nie było takie same. Nie wiem na ile Kasia sprawiła, ze nadałem sobie jakiś kierunek, a na ile to wynik własnej woli, ale fajnie widzieć, że zmierzam w jakimś kierunku zamiast stać w miejscu. Wiem, ze jeśli miałbym określić moment największego zadowolenia z życia to jest on własnie teraz, nie dlatego, że z nieba spadają złote monety, a po ziemi patatają kucyki. Jestem po prostu zadowolony z życia nie wyczekuję z niecierpliwością przyszłości, ani nie spoglądam z nostalgią w tył (serio).
Życzę Wam tego drodzy czytelnicy i sobie na przyszłość, bo to naprawdę miłe i zdrowe. I znów mam słowotok. I nie wiem czemu znów się uzewnętrzniam, ale zważywszy na fakt, że jakże skromnie całą notkę poświęciłem sobie to zapewne wypociny uśpionego egocentryzmu. ;D
guud najtiii.