wtorek, 30 sierpnia 2011

Ekshumacja muzyczna

Odkopaniu starego dobrego SOAD nie towarzyszył zapach gnijącego trupa. Wręcz przeciwnie, to co trafiało do mnie w gimnazjum i na początku liceum teraz trafia tak samo choć uderza w nieco inne uczucia. Wniosek z tego prosty bardzo. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i odczuwam dumę iż mój punkt siedzenia znajduje się teraz dokładnie tutaj. Mam też nadzieję, że za 12 miesięcy będę równie dumnie spoglądał w stronę tego punktu będąc w innym niezdefiniowanym jeszcze punkcie.
Wracając do tej dumy. Wiele razy słyszałem, że gimnazjum/liceum to najlepszy okres w życiu. Teoria godna Paulo Coelho, brzmi fajnie ale nadaje się najwyżej do uderzania nią w tylko sobie wiadomym celu o przysłowiowy kant dupy. Ja w gim i liceum byłem kłębkiem nerwów. Nie wiedziałem kim jestem, kim chcę być, brakowało mi pewności siebie i byłem bezkręgowy totalnie. Liceum zaczęło mnie kształtować ale tak naprawdę dopiero trzecia klasa coś wniosła. Tak tak, tu pojawiła się Kasia i już nic nie było takie same. Nie wiem na ile Kasia sprawiła, ze nadałem sobie jakiś kierunek, a na ile to wynik własnej woli, ale fajnie widzieć, że zmierzam w jakimś kierunku zamiast stać w miejscu. Wiem, ze jeśli miałbym określić moment największego zadowolenia z życia to jest on własnie teraz, nie dlatego, że z nieba spadają złote monety, a po ziemi patatają kucyki. Jestem po prostu zadowolony z życia nie wyczekuję z niecierpliwością przyszłości, ani nie spoglądam z nostalgią w tył (serio).
Życzę Wam tego drodzy czytelnicy i sobie na przyszłość, bo to naprawdę miłe i zdrowe. I znów mam słowotok. I nie wiem czemu znów się uzewnętrzniam, ale zważywszy na fakt, że jakże skromnie całą notkę poświęciłem sobie to zapewne wypociny uśpionego egocentryzmu. ;D
guud najtiii.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Ot co.

Moja blogowa aktywność zadziwia mnie do tego stopnia, że niemal odnoszę wrażenie, że mam do powiedzenia coś ciekawego. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom ta notka będzie niczym komedie romantyczne- pozbawiona treści.
Dziś odwiedzę lokalny akwen, pomimo przeziębienia, którym gardzę. Zbliża się wrzesień co oznacza kilka rzeczy. Po pierwsze, muszę się dostać na studia. Po drugie, muszę jechać do babci minimum na tydzień po rekrutacji. I wreszcie po trzecie, nie wiem czy mogę w tym miesiącu liczyć na wypłatę choć byłaby ona jak najbardziej mile widziana na moim koncie. Ewentualnie zamiast wypłaty chętnie przyjmę nowy procesor, zasilacz i kartę graficzną, oraz kupon na gry komputerowe o wartości 300 pln.
Muszę zacząć biegać.

piątek, 26 sierpnia 2011

Okazuje się, że nuda w domu niczym się nie różni od nudy poza nim. Mogłem włączyć film, jakieś dwie godziny temu. Teraz przez dwa kolejne tygodnie będę narzekał, że nie mam czasu na filmy.
Męczy mnie polityka, podobnie męczy mnie brak wakacji w tym roku. I nie chodzi tu o brak wolnego. Chodzi tu o to, że nawet mając wolne w tym roku bym go nie wykorzystał. Kisnę więc.
Do tego bolą mnie zatoki oraz gardło. To jest akurat ironia losu, że upały czynią nas tak podatnymi na przeziębienia.
Koniec narzekania, podmiot liryczny idzie się przejść, a potem tu wróci zadowolony z faktu, że jest własnie tu.
Dobranoc. ;>

środa, 24 sierpnia 2011

Setny post!

Można powiedzieć, że blog świętuje jubileusz i wg statystyk jest otwierany 17 razy dziennie. Przy czym jestem niemal pewien, że do statystyk nie zalicza się otwieranie go przeze mnie. Jeśli jednak się liczy można od powyższej liczby odjąć jakieś 8. O tym, że to setna notka dowiedziałem się przypadkiem podczas przebywania na pulpicie nawigacyjnym, w związku z tym nie przygotowałem żadnej specjalnej przemowy.
Ciekawostką rocznicową jest fakt, że ten blog miał być znacznie mniej osobisty a tym samym może trafić do szerszej grupy odbiorców- tak się nie stało jak widać rozminął się z moim zamysłem bardzo mocno. Na szczęście powstał drugi, growy blog, który raz na kilka tygodni daje mi dreszczyk publicystycznych emocji i spełnia oczekiwania niegdyś pokładane w tym blogasku.

Politechnika nie przestaje mnie zadziwiać, dyplom obroniony w czerwcu dostanę MOŻE w październiku bo dziekan na urlopie, super. Szkoda tylko, że ten na pozór bezużyteczny świstek może się okazać całkiem pomocny jeśli chce się powiedzmy... kontynuować edukację? Nie rozumiem tez do końca czemu na drodze do mojego dyplomu stoi gliwickie centrum komputerowe, które musi poświadczyć brak zaległości z mojej strony (jakich? w czym? nie wiem, nigdy tam nie byłem). Najwidoczniej jednak mamy rok 1986 i taki rarytas jak obecność komputerów w Gliwicach musiał mnie tam ściągnąć. Analogicznie w przypadku zabrzańskiej biblioteki, która jeśli posiada zasoby podobne do Katowickiej siostrzanej jednostki, mieści się zapewne w drugiej przegrodzie tornistra pierwszoklasisty.

Nie przestaną mnie także zadziwiać rodzice. 'Nie nie możesz mieć tej koszulki, jak będziesz dorosły jak ten pan to sobie kupisz'. Ten 'pan' to ja, a koszulka z panią, która nie tyle jest goła co nie ma widocznych ubrań, żadnych szczegółów anatomicznych, bardzo wysmakowany nadruk. Pomijam rażące niezrozumienie dla piękna aktu jakie wykazała ta pani, pomijam także kwestie czysto wychowawczą (naga kobieta skojarzy mu się ze złem w wieku lat 10 i po 20 kolejnych wykopie gdzieś w polu dziurę do której zaciągnie i zgwałci 6 letniego chłopca), ta koszulka miałby na niego pozytywny wpływ dr. Krzyś gwarantuje. Myślę, że źródłem obiekcji tej kobiety była jej zewnętrzna oraz wewnętrzna brzydota. Wewnętrzną zobaczyłem w oczach zwierciadle duszy, oraz głosie.

I wreszcie, Patrick Bateman mnie fascynuje, choć jestem niemal pewien, że powinno być wręcz odwrotnie. Nie, nie planuję mordowania prostytutek i bezdomnych. Ale nie sposób nie poczuć z tą postacią pewnej więzi.

Ciekawią mnie nadchodzące miesiące niezmiernie.
I tym oto tajemniczym zdaniem kończę ten przydługi wpis, który i tak przeczytacie, co jest zasługą bardzo niszowego grona odbiorców oraz osobistej tematyki.
Miłego wieczora.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

bang bang

Miałem niezwykle interesujący sen. Otóż podczas obrad sejmu, w którym zasiadałem na sali pojawił się psychol pokroju Breivika i zaczął powoli wszystkich rozstrzeliwać. Ludzie, którzy mu się przeciwstawiali momentalnie dostawali kulkę. Kiedy kryzys został zażegnany wręcz płakałem z radości, że żyję. Później musiałem dokonać pilnej dostawy jeśli się nie mylę do Ice-T z Drużyny A, na którego życie swoją drogą ktoś się zasadzał przez co trzeba było podstawić sobowtóra. Aha, no i byłem z PO.
Nie pisałbym o tym śnie gdyby nie jeden ważny istotny fakt, czy też lekcja jaka z tego wypłynęła, i którą zapamiętam raz na zawsze. Nie należy jeść przed snem.

Poza tym znalazłem się w basenie z rekinami, ale mam zamiar wyewoluować zęby, i może niczym dzielny delfin jakoś sobie z nimi radzić. A już całkowicie poza tym, mam ochotę na prawdziwe lato i moje dalekie wyprawy rowerowe.
I znów za późno kładę się spać, damn, blast.
G'najt.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Make way for Tortuga!

Żyjemy w świecie niesprawiedliwości. W Somalii 29 tysięcy dzieci ginie z głodu podczas kiedy ja ledwo wytaczam się z pizzerii.
Dostałem swoją wielką szansę, wymarzoną wręcz. Teraz zastanawiam się, czy nie przytłoczy mnie to, i nie przerośnie. Mam nadzieję, że nie. W końcu nieraz mówiłem, że nie nadaję się do pracy nie dla siebie chyba, że od szefostwa dzieliłaby mnie warstwa nieprzepuszczającego światła i dźwięku materiału. Bardzo nie chcę spieprzyć mojej wielkiej szansy choćby dlatego, że wiem jak ciężko o takie szanse teraz. Choć statystyki dotyczące nowych firm nie są po mojej stronie.
Ale ja lubię być na przekór statystykom, one też to lubią. :D
A teraz idę zobaczyć co tam u Patricka Batemana, może w końcu kogoś zabije.