poniedziałek, 7 stycznia 2013

Bonanza, czyli podsumowanie roku 2012.

Wiem, ze rok podsumowuje się na ogół przed jego końcem ale nie mam żadnych postanowień, które już padły ofiarą codzienności więc mogę to opóźnić. Właściwie to nie mam żadnych postanowień ale o tym nieco później*. Najpierw rozliczę miniony rok.
Kamienie milowe(a raczej kamyczki bo jedyny kamień jaki przychodzi mi do głowy zostanie celowo pominięty):
Aua mój bark
Ważne bo to bolący bark doprowadził do wielu treningowych zmian, co z kolei doprowadziło do tego, że ćwiczenie stało się istotną częścią mojego życia. Pot, wysiłek i euforia jak już udawało się pobić rekord i własne ograniczenia bardzo mi w tym roku pomogły choć wiem, że momentami przesadzam także moim ciągłym truciem o tym jakie to fajne, dobre i niezastąpione. Pracuję nad tym. ;)
O boże, boże, boże bożenko
Nieważne czy w Częstochowie, Warszawie czy Poznaniu wiem, że zawsze znajdzie się miejsce na granie, żarty, za które można zostać postawionym przed sądem i wspólne oglądanie 'Sarniego żniwa'.
Springsteen
Jedyny dobry koncert dla mnie w tym roku. 3 godziny grania z taką energią jaką chciałbym widzieć także u siebie w wieku 60 kilku lat. No i kilka piosenek, które towarzyszyły mi przez resztę roku 2012. Bor to run. Polecam.


Postanowienia z roku minionego:
1. To co rok temu napisałem o tym, ze 2011 poświęciłem na regenerację fizyczną i teraz czas na intelektualną. Apffffhyhyhy. Oh bicz pliz. Nie byłem nawet blisko regeneracji fizycznej w 2011, co innego 2012, zamiast czytać 'Krótką historię wszystkiego' zacząłem wylewać siódme, ósme, i pięćdziesiąte poty na siłowni, a wiec potraktowałem to poważniej niż kiedykolwiek. I było warto. Nie mówię, ze każdy powinien spróbować, ale dla mnie forma fizyczna i możliwości ciała były jakimś celem. Wiem, ze to przeminie, kto wie, może za rok będę grubasem. Ale póki co daje mi to zdecydowanie za dużo frajdy żeby przestać.
2. Życiowe zajęcie? Dalej pustka, 2012 to całkowita rezygnacja, potem depresja, potem nerwica, i znów depresja i rezygnacja, a na koniec przepracowanie totalne. Tak wyglądała moja praca w 2012 i nie chcę żeby tak wyglądał przekrój mojego życia. Coś wymyślę, ale nie jako postanowienie, wtedy na pewno się nie uda.
3. Prawdziwe wakacje się nie udały of korz.
4. Z tym uśmiechem też chyba mogłem postarać się bardziej.

Sami więc widzicie, że postanowienie noworoczne w moim wypadku są do rozbicia o kant dupy. Ale nie bójcie się, w Waszym wypadku też. Dlatego nie warto, nie noworocznie, a codziennie, pomału.
*Postanowień nie mam, bo jak chcę poprawić swoje życie nie czekam na przesilenia/zakończenia/ i inne mistyczne daty tylko działam. Wam też radzę, a małymi krokami dojdziecie dalej niż by się mogło wydawać.

Piosenką roku zostaje 'Time to Dance' [The Shoes] za masakrę młotkiem i porannt rozruch moich obolałych przez większą część roku mięśni.

Życzę Wam udanego roku 2013. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz