czwartek, 26 stycznia 2012

Rachunek sumienia

Nauka makroekonomii zmusiła mnie do zrobienia czegoś co katolicy nazywają rachunkiem sumienia. I już w drugim zdaniu muszę sprostować, nie tyle nauka co jej brak, to raczej czytanie po łebkach byle dobrnąć do końca. Możliwość tego, że się rozleniwię autentycznie mnie przeraża. Jeśli raz się rozleniwię prawdopodobnie utknę w tym punkcie na długi czas, a wtedy nici z magistra i być może kolejnego kierunku studiów. Dlatego też zadałem sobie bardzo poważne pytanie. Czy stałem się leniwy?
Nie jestem. Potrafię pracować, potrafię się przyłożyć do pracy jeśli stoi przede mną nowe wyzwania. Z cały szacunkiem ale koncepcje zarządzania czy makroekonomia to dla mnie nic nowego. Wręcz przeciwnie, stare odgrzane kotlety rozwałkowane tak, że gdyby nie panierka prawdopodobnie trzeba by użyć farby fluorescencyjnej żeby ujrzeć je na talerzu. Uwielbiam moją nową uczelnię, atmosferę, ludzi(!!), automaty do kawy, szatnię, stołówkę, i nawet plan. Ale nie znoszę monotonii.
Dlatego się opierdalam.
Pisałem już, ze sprawy uczelniane nie są w stanie w żaden sposób mnie zestresować?
Jeśli nie to piszę teraz, intrygujące, dziwne i miłe uczucie.

1 komentarz:

  1. Miła odmiana po Polibudzie, która wzbudzała w Tobie mnóstwo frustracji. ^

    I tak - rozleniwienia jak się zakorzeni jest cięęęęężkie do zlikwidowania.

    OdpowiedzUsuń