Wczoraj miałem ciekawą przygodę, oto pompując w gardło napój izotoniczy bez opamiętania przebierając nogami, pędziłem jak wariat na moim rowerze w kolorze bumbleebee. Mniej więcej w połowie drogi uświadomiłem sobie, że nie mam siły, wcale. Nagle przypomniałem sobie, ze na etykietce jest napisane, że opóźnia efekty zmęczenia a nie całkowicie je usuwa. Lekcja towarzyszyła mi przez resztę dnia wczorajszego, ale coś mi podpowiada, ze dziś pójdzie w zapomnienie.
Wnioski? zmienić napój izotoniczny, odparzyć bidon, następnym razem jechać jeszcze szybciej.
Ogólnie rower to genialny sposób, żeby zostawić problemy w tyle. Nie żebym jakieś miał obecnie, ale one nie są w stanie biec tak szybko. A że rower ma tylko jedno miejsce nie są w stanie się dosiąść. Jeśli jedzie się do wyznaczonego punktu i z powrotem tą samą trasą można nawet przejechać po swoich problemach lub wepchnąć je w pokrzywy, zazzy.
Październik jest naprawdę cwanym miesiącem, nie to co ociężały listopad subtelny niczym prezydent Komorowski.
Bredzisz Krzysztoff.
Ja również uwielbiam to uczucie pędzenia na rowerze. :D
OdpowiedzUsuńA, czytałeś książkę z tytułu ?
OdpowiedzUsuńNie czytałem. :D
OdpowiedzUsuńAle ma ładny tytuł.
Tak myślałam. :D
OdpowiedzUsuń