sobota, 22 grudnia 2012

Nudne fakty #16

Stałem się nerwowym człowiekiem, bardzo bardzo nerwowym. Muszę to naprawić. I ta notka nie odnosi się do żadnego ciekawego wydarzenia dziś. Raczej ogólny obraz sytuacji.

To nie jest piosenka o lądowaniu na księżycu a o pewnym komiku. Nie napiszę o jakim bo Ewa obejrzy świetny film traktujący o nim i zacznie go analizować. A wtedy ja będę musiał udusić Ewę.

środa, 5 grudnia 2012

Alive and kickin'

Cześć i czołem! Kluski z tuńczykiem!
Jako najwierniejszy czytelnik tego bloga z żalem stwierdzam, ze ten rok dla niego zbyt owocny nie był. Nie oszukujmy się, złote lata już za nim. Choć z drugiej strony czytanie notki sprzed roku, dwóch, sprawia mi przyjemność porównywalną do przeglądania starych zdjęć. Chyba dlatego tego bloga nigdy nie wyczyszczę, co zresztą już chyba pisałem. Dzięki niemu wiem, że nie krążę w kółko, nie żebym szedł do przodu w wyznaczonym kierunku, bez przesady. Po prostu unikam krążenia, i dziur.
Za 26 dni czas rozliczeń i nowych postanowień. Postanowienia standardowo zaleją Nas zarówno na portalach, jak i w statusach, więc tu też się pojawią. I wiem czemu akurat w nowy rok, większość ludzi chce zmienić to co im się nie podoba. Bo to wygodne, bo nie trzeba zacząć JUŻ. Dopiero w nowym roku schudnę, zacznę czytać 12 ksiązek rocznie, będę miły dla bliźnich, i zacznę spędzać czas z dziećmi. Tak tak, lubimy odwlekać, czyż nie?
Teraz zostawię coś dla siebie z przyszłości. Więc siedzę tu, i mam nadzieję, że nie jesteś tłusty, naprawdę szkoda by było mojego wysiłku jeśli okażesz się tłustym sflaczałym worem mięcha. No i mam nadzieję, ze żyjesz, to oznaczałoby, że ominie mnie niespodziewana i nieprzyjemna zapewne śmierć. Może już wymyśliłeś jak dojdziesz do milionów i własnej wyspy, ja w każdym razie staram się przygotować Ci pod to dobry grunt. Pewnie też wiesz już kto będzie nowym Batmanem, gud for ju.

sobota, 29 września 2012

FUBAR

Gdybym tylko mógł podjąć kilka życiowych decyzji na nowo.
Liceum zamiast piwa i lenistwa przeznaczyć na sport i rozwój. Na naukę i poszukiwanie swojej ścieżki. 
Na maturze zamiast pójścia na łatwiznę wybrać matematykę, może nawet fizykę. Później iść na studia gdzie nauczyłbym się tajników elektroniki, robotyki, lub jakiejś innej pożytecznej i fascynującej dziedziny. Może nawet w trybie zaocznym bo widać wyraźnie jak tryb dzienny robi ze mnie społeczne kalectwo. 
Nie zostanę już inżynierem, i nie zbuduję zbroi Iron Mana. Nie cofnę swoich decyzji, choć mam wielki żal do szkoły, Andrzeja, i każdego dorosłego wokół mnie, że nikt nie wskazał mi drogi, ani nawet nie powiedział jak szukać, bo mało który osiemnastolatek to wie. Na pewno nie wiedziałem tego ja. I nie chodzi nawet o to, że wybrałem źle, bo mój kierunek w dobrych rękach potrafi zapewnić karierę. Chodzi o to, ze pytany o kierunek odczuwam wstyd. Nie potrafię powiedzieć co chcę po nim robić, czego mnie nauczył. Czy zbuduję przyszłość opierając się o te studia?
Można nawet powiedzieć, że 3 lata na politechnice zostały zmarnowane, bo dopiero UE dało impuls do zastanowienia się nad sobą. Więc siedzę, zastanawiam się, i chciałbym móc zabrać się do tego od nowa.
A dziś w Katowicach Bracia Figo Fagot! Może następnym razem.

poniedziałek, 17 września 2012

Somfing in de łejj uuu uuu

Zaleci to nieco hipokryzją, bo słowa te napisze człowiek korzystający ze smartfona, i fejsbuka oraz innych zdobyczy techniki znacznie powyżej średniej krajowej. Ale tęsknię za czasami kiedy prawa kieszeń była miejscem na klucze, nie telefon, a przy biurku się pracowało a nie przeglądało reddity i inne pierdoły. Zastanawiam się, kim byłbym gdyby w innych czasach, co stałoby się z ogromem czasu, który spędzam przed komputerem. Nie twierdzę, ze ten czas marnuje, w każdym razie nie marnuję go tak długo jak sprawia mi to przyjemność.
No ale jednak, ludzie byli kiedyś chyba bardziej otwarci. Już tłumaczę. Dziś można się kisić w swoim małym światku i za sprawą social mediów, komórek, komórek macierzystych oraz energooszczędnych żarówek zamykamy się na innych. Nie pamiętam kiedy ostatnio gadałem sobie z sąsiadem, o którym wiem tylko tyle, że mieszka na piątym. Chciałbym zasmakować czasów gdzie ludzie wychodzili do knajpy, czy na boisko i po prostu się spotykali, bez całej fejsowo telefonicznej otoczki. Teraz mamy setki znajomych na fejsie, mnóstwo rekordów w telefonie, i pomimo tego wszystkiego jesteśmy żałośnie samotni.
No, to żem powiedział, co żem wiedział.


niedziela, 26 sierpnia 2012

Why do we fall?

Dużo czasu minęło od ostatniej notki. Czasem wchodząc tu myślę, ze gdybym spojrzał wstecz na pierwsze wpisy na tym blogu, który ma już dwa lata, i prawie dwa miesiące, to byłbym zażenowany. Pewnie mam rację. Czuję zażenowanie patrząc na notki sprzed 3 miesięcy, serio. Co za idiota je pisał? A tą notkę? No trudno. Jestem skazany na to uczucie.
Ostatnio pisałem tu w maju, a czuję się jakby to było najwyżej 4 tygodnie temu. Strasznie szybko uciekły mi te miesiące. Nie, nie zmarnowałem ich, wręcz przeciwnie. Ale czegoś mi w nich brakuje. Entuzjazmu, kierunku. Muszę się ukierunkować, żeby zapewnić sobie przyszłość, i co w tej chwili ważniejsze, szacunek do siebie, lub inaczej poczucie wartości. I nie nie czuję się poczwarką, mam tu na myśli kwestie czysto zawodowe i związki przyczynowo skutkowe. Mówiąc prościej, skoro mam gówniane wynagrodzenie pewnie jestem takim właśnie pracownikiem.  
Zmiany zmiany zmiany. Czasem poważne, i ważne pytania padają z ust jak najbardziej niepoważnych. Na przykład: *uwaga uwaga*
'Z iloma osobami, z którymi znałeś/-aś się 10 lat temu utrzymujesz aktywny kontakt do dziś?'
Dwie? Cztery? Zero? U mnie w każdym razie cztery. Ciekawe jaka będzie odpowiedź za dziesięć lat. Pasuje mi chyba każda poza cichym skrzypnięciem wieka trumny. :D
Podobno Nasz charakter przechodzi gruntowną przemianę co siedem lat.
Przynajmniej mam hobby.

wtorek, 29 maja 2012

Soon

Będę się uczył chodzić na rękach. Z serii 'wyzwania wakacyjne', mam ich kilka ale nie będę Was zanudzał teraz. Nie dlatego, że jestem taki dobry, po prostu leniwy.
Może i to bieganie i łamanie 30 minut to jest powiększanie sobie penisa. Ale muszę to robić. Muszę, bo zredukowanie poziomu frustracji to jedyna opcja abym nie spalił pewnego małego pokoiku.
Żałuję, że nie potrafię czasem zrobić takiego efektownego wyjścia z pracy. Bo wiem, że firma zaczęłaby kuleć, nie zrobię tego własnemu Ojcu. Nawet jeśli kwestia wypłaty została skwitowana 'no zastanowimy się'.
Jednakże w tym miejscu stwierdzam, ze mogą się zastanawiać, a jak już się zastanowią to będą sobie mogli pieniądze wsadzić w zadki i znaleźć inne popychadła. Soon. Very kuźwa soon. Może nie efektownie, ale powoli i boleśnie niczym wyrywany paznokieć choćby na bezrobocie, ale pójdę sobie.

Kogo ja oszukuję?

sobota, 26 maja 2012

hawoooh

Chciałbym, żeby mój zapał do sesji był choć w 1/2 równy zapałowi do biegania/ćwiczenia. Przynajmniej tego ostatnio. Pobiłem mój pogoriowy rekord,i zbliżam się do celu jakim jest dobicie do czas poniżej 30 minut. Co niektórzy z Was okresliliby mianem 'powiększania sobie penisa bieganiem'. A więc dlaczego nie powiększyć go jeszcze bardziej i pochwalić się tym na blogu? :D
Wypad na juwenalia ogłaszam niewypałem. Pierwsza kapela powinna wisieć za hiphopowe bezczeszczenie Ac/Dc, Lao Che pomyliło Juwenalia z 1 wrzesnia a Strachy pojawiły się tak późno, że już naprawdę nie było sensu. Wniosek? Lepiej było zostać w domu i się wyspać.
Nuda, donćafink?

sobota, 19 maja 2012

> > > > > > !!!!

Biometr dziś lepszy. Tzn. nie wiem czy lepszy, wczoraj był dzień poddenerwowania, zresztą jak tu się nie denerwować. Pólkalectwo zmusza mnie do siedzenia na tyłku w taką pogodę a do tego nie przywykłem.
Pograłbym w coś, albo zrobił coś konstruktywnego, ale aż taki dobry ten biometr nie jest. Mam ochotę na moje ciężarki na siłowni, i bieżnię. I belriso.
I wypłatę (tu napisałbym niecenzuralne słowo, ale nie).
I tak oto dochodzę do wniosku, że posprzątam, będzie to metafora układania myśli w swojej głowie, i wtedy jest szansa na produktywność.
A więc go!
Ah śniło mi się, że sterroryzował mnie Bane, wam to nic nie mówi. Dla mnie to jasny sygnał, że zostały dwa miesiące do premiery The Dark Knight Rises.

sobota, 14 kwietnia 2012

posta, osta, sta

Dodałbym w linku piosenkę na dziś ale nigdy nie klikam w Wasze linki, szczególnie te Ewy Wy też pewnie tego nie robicie, więc i po co. Ale 'Unkle-when things explode' możecie sobie wpisać w yt i posłuchać, a jak się nie spodoba możecie sobie nawet je wsadzić w tyłki. Zychowi się pewnie spodoba.
Próba rozpoczęcia drugiego akapitu przypomina mi wykrzykiwanie 'może i mam Alzheimera ale przynajmniej nie mam Alzheimera!'. Zapomniałem co miałem tu napisać, popiszę więc sobie bez sensu. Zrobię tu śmietnik i burdel bo energia roznosi mnie od wewnątrz a odpadający bark raczej nie pozwala jej spożytkować na siłowni.
Wyjazd był klapa tak jak przewidziałem, wynudziłem się nieziemsko, zrobiłem sobie kuku w kciuka i przechorowałem całe święta. Za dużo religijności powoduje u mnie poważne zatrucie jak się okazuje.
Pogoda jest osom. Może rower? Może bieganie? Nie, biegałeś wczoraj.
Może to jakiś zabawny rodzaj schizofrenii? Albo odwodnienie, możliwe, ostatnio ciężko tutaj o pięciolitrowy baniak wody. Chciałbym zostać nauczycielem angielskiego na jakiejś rajskiej wyspie gdzie większość czasu chodzi się w bermudach i japonkach. ale bez rekinów i węży, i z Kasią. Bez Kasi jestem niekompletny, jak auto silnikiem ale bez kół, i kierownicy. Mogę się nakręcić ale nie ruszę z miejsca, a jak to zrobię to uderzę w pierwszą przeszkodę. Głową.
I tak wiem, że piszę bez sensu, mój mózg chyba się tutaj właśnie wylał, i otworzył, co świadczy o jakimś niesamowitym zbiegu okoliczności, kliknę więc 'opublikuj' zanim się rozmyślę.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Ja, maruda

A więc wolne, urlop, święta.
Jeszcze nie wyjechałem a już brakuje mi tego co tu zostawiam.
Bo chyba nie o taki urlop chodziło.
Marudzę, wiem.

sobota, 31 marca 2012

in the air

Dzię dobry,
Tak zacząłem tego posta wczoraj, i dziś dokończę. I mówiąc wczoraj mam na myśli to co technicznie rzecz biorąc było przedwczoraj. Czyli w czwartek. 'In the air' trwa prawie 5 minut i tyle zajmie mi napisanie tego posta. Dwie minuty minęły.
Czasem naprawdę sądzę, że urodziłem się w złej epoce, a może wręcz przeciwnie, może ta epoka jest idealna. Może to nie epoka a ja. Bredzenie.
Dużo energii, lubię to jak mnie roznosi, jak spoglądam z optymizmem i pewnością w przyszłość, choć gdzieś pod spodem czai się strach, taka pewność i optymizm aż się proszą o tarapaty. I mam na myśli takie prawdziwe nie jakieś uczelniano marudne pierdoły.
Ciekawe jak spędzę sobotę. Zalezy to chyba od soboty.
In The Air się skończyło, dobranoc. ;)

poniedziałek, 19 marca 2012

Nosił wilk razy pięć!

I znów zaniedbałem moją pustelnię umysłową.
Z jednej strony to raczej dobry znak, mojej nieskończonej nadpobudliwości. Chociaż patrząc na to z drugiej strony nie mogę być takim egoistą. Przecież jeśli zaniedbam bloga to sobie pójdzie obrażony. A kiedy moja nadpobudliwość zniknie znów zasiądę tu chory na wszystko*, czując się jak porzucona opona tira i zamiast delektować się beznadziejnym samopoczuciem wleję je tutaj i zamknę pod jakimś dziwnym tytułem wyssanym z szyszynki.
A teraz uciekam!

sobota, 10 marca 2012

Znów Ty Soboto.

Nie mam o czym milczeć.*
Mam spore pokłady energii, i chyba wyczuwam w kościach wiosnę. Może to kanał w zębie robi ze mnie superbohatera... Ciekawe jaka będzie moja supermoc? Zapewne funkcjonowanie jak normalna istota ludzka bez marudzenia na brak czasu na drzemki. ;D
Chwaliłem się już, że w czerwcu czeka mnie randka z egzaminem ze statystyki? Na nic zaliczanie ćwiczeń, pokonał mnie wykładowca. Zresztą, statystyka nie będzie jedyną gwiazdą jaka zaświeci podczas mojej czerwcowej sesji. Nie spędza mi to jednak snu z powiek.
Nie to co tendencja do zastępowania uznanych publicystów tłuściutkimi perełkami telewizji śniadaniowej. Chyba kiedyś wam opowiadałem jak jej nie znoszę.. Teraz zajęła miejsce, które zawsze potrafiło podsumować mój tydzień.
Czuję się jakbym usadowił się w blokach startowych a pierwsze wiosenne słońce było sygnałem do startu. Nie wiem dokąd mam biec, i nie wiem czy wystartuję na czas, nie wiem czy z kimś się ścigam. ale tak się właśnie czuję więc o tym piszę.
Ewidentnie nie miałem o czym milczeć.


*A więc stan, w którym nie miałem o czym pisać rozciągnął się tak mocno, że pisać muszę.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Zębowy truciciel

Naszła mnie taka mała niewinna myśl, w nawiązaniu do mojej wydzierającej się na klatce sasiadki (czasem wydziera się w mieszkaniu uprzednio otwierając drzwi). Myśl niewinna ale powstrzymam się z przelewaniem jej na bloga bo prawie na pewno podpada pod groźby karalne. Ciekawa jest anatomia agresji, po 4 latach sam chętnie uciszyłbym tę kobietę w jakiś wymyślny sposób i nie wiem jak ten biedak za ścianą wplątał się w ten koszmar ale wiem, że nie wytrzyma i któregoś dnia spełni jej marzenie. Uderzy. Wyrzucą go z mieszkania a jej plan realizowany skrupulatnie i hałaśliwie zadziała. Wiem, że to się stanie bo mimo dwóch ścian sam już dawno wykorzystałbym drzwi od windy lub balkonu żeby zapewnić sobie błogą ciszę.
Jutro kolejna bitwa, nie Termopile i nie Plateje, coś po Platejach cokolwiek to było, mam nadzieję, ze znów zakończone wygraną.

środa, 22 lutego 2012

Także tego

Jutro znów idę na bitwę.
Można powiedzieć, że jestem nawet lepiej uzbrojony niż poprzednim razem, ale mam dużo mniej pewności siebie. Nie podoba mi się to, że taka praca nie została nagrodzona, nie podoba mi się to, że tym razem może być tak samo. Szczególnie, że choć może to zabrzmieć dziwnie- lubię statystykę matematyczną choćby za jej żelazne zasady. I choć staram się brzmieć tak jakbym był gotów na porażkę to wiem, że jeśli jutro nawalę zepsuje mi to humor może nawet na cały wieczór.
I tyle marudzenia na dziś. ;)

niedziela, 19 lutego 2012

Spowiedź

Nigdy nie lubiłem ludzi, którzy swoje frustracje przenoszą na innych.
Zabawne, bo sam stałem się taką osobą co zauważyłem przy pomocy paru znajomych, którzy w dodatku nigdy nie padli moją ofiarą. Ale mają rację, wstaję lewą nogą często, za często i często w jakiś pokręcony sposób przenoszę te niekorzystne wibracje w otoczenie.
No dobrze, może nie pokręcony, w erze social mediów wystarczy odpalić rano fejsbubka czy ulubione forum i przejrzeć wpisy.
Piszę o tym bo chcę to zmienić. Nie wstawanie lewą nogą, przy takiej pogodzie i kilku innych czynnikach, które są notkowo nieistotne ciężko wstać pełnym życia i energii.
A więc moi drodzy, obiecuję Wam, że moje poranne skurwysyństwo zachowam dla siebie.

W poniedziałek dentystka, we wtorek egzamin, w czwartek statystyka, do środy muszę ogarnąć kodeks cywilny i spółek-po angielsku, a to wszystko przy akompaniamencie pracy. Mam co robić i dałbym się pokroić za naładowane wewnętrzne baterie. :)

środa, 15 lutego 2012

Siedzę na koniu

Witam,
zaniedbałem bloga nieco w ostatnim tygodniu i pewnie zaniedbywałbym dalej, ale zbulwersowałem się lekko. Czemu? Temu: http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103088,11147801,Reklama_Old_Spice_obraza____normalnych_mezczyzn.html?bo=1%3Futm_source%3Dfacebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_TokFm
Cóż, zawsze uważałem się za normalnego faceta, kwestia umięśnienia, ilości zbędnego tłuszczu wzrostu, i ogólnej aparycji plasuje mnie naprawdę blisko tego co nazywamy przeciętnością. Siłownia dwa-trzy razy w tygodniu powstrzymuje niekorzystne procesy i utrzymuje w jako takiej formie. Jestem normalnym facetem, i widziałem reklamę old spice. Spodobała mi się, zabawna, z dystansem, lekka. Dziś dowiedziałem się, że moje odczucia to jedynie zasłona dymna. Otóż ja, normalny odbiorca jestem poniżany (powinienem być też sfrustrowany) przez tą reklamę. Oczywiście powołano się tu na pierwsze zdania porównujące facetów sprzed telewizora do faceta z telewizora. I pomijając kwestię dystansu do siebie, bo przecież to żartobliwe, to z całym szacunkiem ale jeśli faceta frustruje i dobija inny lepiej zbudowany to może pora przestać się zasłaniać brakiem czasu (skoro ogląda reklamy trochę go ma) i wziąć dupę w troki? Albo przynajmniej przyznać przed sobą, że facet z reklamy ma rację mówiąc 'szkoda, że nie jest mną', bo taki frustrat nie dość, że nie atrakcyjny to jeszcze pozbawiony dystansu do siebie..

środa, 8 lutego 2012

the wynalazca

Idea boga tworzącego ludzi na swoje podobieństwo jest naprawdę chwytliwa. W końcu to wspaniałe dzieło pełne genialnych rozwiązań inżynieryjnych to nic innego jak chodzący cud. Zgadzam się w 100%. Noo może w 95%. Nie twierdzę, że byłbym lepszy. Naprawdę nie, ale chętnie ulepszyłbym podstawowy model.
Jak zapewne wiecie nasze komputery i telefony mają ograniczoną pamięć, jak my! Jeśli ją zawalimy śmieciami urządzenia staną się irytująco wolne lub wręcz bezużyteczne. Jak temu zaradzić? Czyszczeniem pamięci. Telefon ma od tego aplikację, komputery także. Człowiek.. nie.
Dlatego też moja pamięć pamięta o chińskim gubernatorze, który kazał pomalować skały na zielono, pamiętam znaczenie terminu karoshi, a także jak byłem ubrany podczas mojego pierwszego lotu samolotem. Fajne nie? Ale bezużyteczne, tak samo jak świadomość tego, że ziemia kręci się wokół Słońca. Moje epokowe odkrycie to przycisk, który pozwala wywalić z pamięci wszystkie zbędne procesy, obrazy i dźwięki! W ten sposób pamięć jest czysta, procesy myślowe szybkie a problem bezsenności i małej wydajności znika!
Jest tylko jeden problem. Przycisk jest na etapie prac koncepcyjnych, nie oczekujcie go na półkach sklepowych przed 2030.

niedziela, 5 lutego 2012

Błędne koło

Nie potrafię się wysłowić po raz pierwszy od dawna. Wiedzcie jednak, ze chciałem napisać o świecie, naturze ludzkiej. Oraz tym co powstrzymuje postęp i dobrobyt.

czwartek, 26 stycznia 2012

Rachunek sumienia

Nauka makroekonomii zmusiła mnie do zrobienia czegoś co katolicy nazywają rachunkiem sumienia. I już w drugim zdaniu muszę sprostować, nie tyle nauka co jej brak, to raczej czytanie po łebkach byle dobrnąć do końca. Możliwość tego, że się rozleniwię autentycznie mnie przeraża. Jeśli raz się rozleniwię prawdopodobnie utknę w tym punkcie na długi czas, a wtedy nici z magistra i być może kolejnego kierunku studiów. Dlatego też zadałem sobie bardzo poważne pytanie. Czy stałem się leniwy?
Nie jestem. Potrafię pracować, potrafię się przyłożyć do pracy jeśli stoi przede mną nowe wyzwania. Z cały szacunkiem ale koncepcje zarządzania czy makroekonomia to dla mnie nic nowego. Wręcz przeciwnie, stare odgrzane kotlety rozwałkowane tak, że gdyby nie panierka prawdopodobnie trzeba by użyć farby fluorescencyjnej żeby ujrzeć je na talerzu. Uwielbiam moją nową uczelnię, atmosferę, ludzi(!!), automaty do kawy, szatnię, stołówkę, i nawet plan. Ale nie znoszę monotonii.
Dlatego się opierdalam.
Pisałem już, ze sprawy uczelniane nie są w stanie w żaden sposób mnie zestresować?
Jeśli nie to piszę teraz, intrygujące, dziwne i miłe uczucie.

środa, 25 stycznia 2012

/brak równowagi

Mógłbym snuć opowieści o tym co ważne w życiu co nie, jestem niemal przekonany, że gdybym to zrobił dzisiejszą notkę sponsorowałoby słowo 'równowaga'. Nie sponsoruje gdyż sam skromnie stwierdziłem, że mam w dupie moje przemyślenia nt życia, co dopiero Wy.
Okej, kłamałem. Nie do końca mam je w dupie. Ale dziś zrzucę tu lawinę myśli i przeniosę zasoby na grunt ekonomii.
Z serii first world problem, ostatnio zastanawiam się czy wyrzucić stare buty. Owszem, daleko im do stanu nowości i stały się nieco niewygodne ale z drugiej strony żadne inne nie dają się założyć tak szybko i wygodnie po drodze do zsypu!
Dwa, zauważyłem dziś, że studia nie są w stanie mnie zasmucić czy zeźlić. Pomijając statystykę, choć tam właściwie wkurzyłem siebie sam. Nie wiem nawet kiedy nauka stała się dodatkiem i środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. I jeśli nie mam na coś wpływu, tak jak choćby na pytania na kolosach (niezwiązanych z zakresem materiału w żaden sposób), lub głód w Afryce- nie zamierzam się tym przejmować.
Lubię się nie zgadzać, z Wami wszystkimi i każdym z osobna, i każdym innym też. Nie dla idei, nie dla moich przekonań ale dla samego faktu, i lubię mieć rację. Mam dziwne przeczucie, że to mnie kiedyś zabije.

niedziela, 22 stycznia 2012

o kamieniach, piasku, i mniejszych kamieniach.

Dobra, na pewno znacie ten case gdzie profesor czegośtam pokazuje słoik i wypełnia go piaskiem, potem kamieniami małymi i na koniec dużymi, nic z tego nie wychodzi. Następnie odwraca kolejność i pokazuje, że ten sam słoik można napełnić tym wszystkim jeśli zrobimy to w odpowiedniej kolejności. Następnie tłumaczy zahipnotyzowanym studentom, że o to samo chodzi w życiu, że najpierw rzeczy ważne: zdrowie, rodzina, miłość, potem: kasa, przyjaciele, bla bla, a potem to już sam nie pamiętam. Studenci zachwyceni piękną metaforą wrzucają to na reddity i inne 9gagi czasem zgodnie z prawdą dodając, że jak na koniec wleje się tam butlę gorzały to słoik wciąż się nie przepełni.
To oraz pewien film, którego tytułu nie podam (na złość Ewie :D) dały mi do myślenia. O ile w moim życiowym słoiku upchnąłem już kilka sporych kamieni, to obawiam się, że zasypuję je piaskiem. Nie chodzi nawet o to, że swój cenny czas, w którym mógłbym wyleczyć wszystkie guzy mózgu na świecie wykorzystuję na siedzenie przed komputerem, granie, słuchanie muzyki. Chodzi o to, że nawet nie siedząc przy komputerze raczej nie robiłbym rzeczy ważnych. To, że chcę się 'samorealizować' zdaniem Maslova oznacza, że czuję się bezpieczny, najedzony, uspołeczniony, uznany (bo każdy potrzebuje uznania i akceptacji nawet jeśli się nie przyznaje), teraz chcę wejść na szczyt piramidy i rzucać w tych niżej tictacami. Chciałbym się zacząć samorealizować, zapychać słoik średnimi kamieniami. Żadne nie przychodzą mi na myśl, a jak przychodzą to odkładam je na za miesiąc. Nie traktujcie tego proszę jako użalania się, Wy też to robicie. Każdy to robi. Można z tym zawalczyć, w jakimś stopniu. Ale piasek czyli szkoła, komputer, praca przysłania po jakimś czasie to co w pewnym stopniu jest nawet ważniejsze.
Jasne, każdy chciałby zabić Pandę albo zobaczyć jak płoną lasy tropikalne ale najpierw trzeba zarobić, zaliczyć sesję etc. Prawda?

środa, 18 stycznia 2012

And you shall crawl on your belly for the rest of your days.

Z tablicami rozkładu t-studenta, lub na nich. Tak powrócę jutro, ja. Włożyłem naprawdę dużo pracy w wyzwanie jakim jest statystyka matematyczna.
Fajnie byłoby je zdać, bo jestem nieco rozpieszczony przez dotychczasowe doświadczenia, które to dotychczas pokazywały, że taki wkład pracy daje adekwatny efekt. Ale teraz.. Teraz nie jestem taki pewien. Choć wiem, że UMIEM.
Ale czyż nie jest tak, że nie złapanie, a pogoń za króliczkiem jest tym co się liczy? Gwałciciele na pewno się zgodzą.
Ale żeby nie było, nie popieram gwałtu. Chyba, że chcecie się z kimś pokochać a ta osoba mówi 'nie'.

Biblia chyba będzie moim nowym hobby.


'-but i'm not a gay!
- now u are!!!'

niedziela, 15 stycznia 2012

(╯°□°)╯︵ ┻━┻

Badania naukowe sugerują, że około tej godziny osiągam punkt szczytowy mojej wydajności, jakoś się nie czuję. Najbliższe 3 tygodnie nie będą należały do łatwych, choć w zasadzie tylko ode mnie i mojego marudzenia zależy czy będzie to okres trudny. Nie wszystko da się załatwić optymizmem, ale już systematyczna praca potrafi zdziałać niemalże cuda... To co napisałem jest tak odkrywcze, że dodam jeszcze żebyście jedli dużo owoców i warzyw, bo to zdrowe.
Wolność w internecie po raz kolejny zagrożona. A internauci nie mają nic co by władzę powstrzymało, bo nikt ich interesów nie reprezentuje, lub inaczej. Żaden polityk nie skorzysta na internecie wolnym, za dużo informacji. I tak oto scena polityczna od prawa do lewa (poza Palikotem- choć nie dlatego, ze taki idealista, chodzi o słupki) zjednoczy się na krótką chwilę i Donald, Waldemar, Leszek i Jarek ramię w ramię i u Nas zaprowadzą internetową cenzurę. Choć z drugiej strony wątpię czy ktoś pochyli się nad moim blogiem i postanowi go zinwigilować, także archiwum gg i fb raczej nudne. Właściwie to moje życie pozostanie praktycznie bez zmian, może jakieś strony zostaną ocenzurowane, może jakieś informacje do mnie nie dotrą, i na pewno niczym u Orwella w '1984' będzie świadomość, ze Wielki Brat patrzy. Lub przynajmniej może spojrzeć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie chciałbym tego.
Pora wykorzystać wydajność do bardziej szczytnych celów, które piętrzą się przede mną na biurku.
Miłej inwigilacji. ;)

piątek, 13 stycznia 2012

7 minut na napisanie posta, minus dwie potrzebne na ubranie się. A więc pięć minut, właściwie to cztery. Co byście zrobili usadzeni w pokoju z bombą ustawioną na 4 minuty, której nie dałoby się rozbroić? Cztery minuty do końca i bum. Hmm? Ciekawe, nieprawdaż? Zakładam, ze głowa zaroiła by się od podsumowań, bo podsumowanie jest ważne.
Podsumujcie więc, bez bomby.

środa, 11 stycznia 2012

Cztery

Przesadna pewność siebie jest złudna i naprawdę opłakana w skutkach. Szczególnie jeśli dotyczy kolokwium, szczególnie wtedy kiedy wykładowca wymaga aby praca poprawkowa kompensowała zawalone kolokwium a więc średnia z obydwu musi przekroczyć próg zaliczeniowy. Niepocieszające.
Postanowiłem zdać statystykę i dopnę swego. Piszę to dla większej motywacji, teraz nawet blog zobowiązuje mnie do dokonania tego kangurzego skoku.
Myślę, ze jestem w stanie zarówno skompensować zawalone kolokwium jak i pokonać statystykę, maszyna powoli się rozpędza a trybiki przestawiają priorytety w stronę nauki. Dawno nie miałem jej tyle. Ale podoba mi się to! (jeszcze)

Dwie kawy, dwie jajecznice, dwie szczoteczki do zębów, jedna noga na kołdrę, jedna pod. ;)

wtorek, 3 stycznia 2012

Doorsi&Dedukcja&Dyrdymały

Zabłądziłem dziś w moich myślach, naszła mnie ochota na rozpoczęcie lektury 'Szpiega', i tak chyba zrobię. Efekt mocnego wrażenia po pierwszym odcinku Sherlocka, podziw dla sztuki dedukcji rośnie. W szpiegu podobnie, dedukcja i szachy na mapie świata. Gra przemyślana 20 ruchów w przód. Brak miejsca na pomyłki.
Imponujące, przy tym jutrzejsze kolokwium to pestka. Muszę tylko dobrze rozplanować sen. Siedem i pół godziny, nie mniej nie więcej. Postanowienie o rozwoju pora wdrażać, może poćwiczę spostrzegawczość, albo czytanie mowy ciała. Nauczę się tego z tandetnego poradnika. W życiu trzeba mieć dążenia i pragnienia. I trzeba chwytać dzień. Ale jak go chwytać, czy lepiej chwytać jeden jakby był ostatnim i stać się nie ujmując nikomu godności, żulem? Czy też pomęczyć się tak, żeby potem chwytać wiele szczęśliwych dni? No i wreszcie po co to. Ludzka dusza jest jak świetlik, nawet jeśli istnieje jest bez znaczenia bo czeka ją co najwyżej nuda nieśmiertelności. Albo co gorsza chóry anielskie. Lepiej nie będę rozbijał tej skorupki bo wydaje się być pusta w środku, a przecież zanim ją rozbiję jest też pełna, i pusta zarazem. Niczym z kotem, z tym, że pustka nie zacznie gnić.
Sam fakt, ze widzieliście świetliki nie dowodzi ich istnienia.

i nagle w otchłani rozbłyska supernova myśli..
..kurwa, miałem zrobić pranie